Tinka odeszła spokojnie w hoteliku.

 

Dostaliśmy zgłoszenie z prośba o przeprowadzenie pilnej interwencji niedaleko Lublińca. Z treści wynikało, że właściciel od paru lat (!) przetrzymuje jakiegoś psa w garażu niedaleko bloku. Wcześniej psiak miał podobno mały wybieg, potem cały wybieg zabito z każdej możliwej strony deskami.
Po przybyciu na miejsce starszy Pan powiedział nam, że owszem, miał psa, ale go oddal do nowego domu. Chcieliśmy się jednak upewnić co i jak u zrobiliśmy wywiad wśród sąsiadów. Młodzi chłopcy powiedzieli nam, ze rzekomy Pan musi mieć psa, bo zza zabudówki słychać szczekanie, ale nigdy nie widzieli go na oczy !. Zrobiło się zbiegowisko, większość sąsiadów była w szoku, ze tam jest pies, bo nikt go nigdy nie widział ! Właściciel w tym czasie zabunkrował się w mieszkaniu i nie otwierał. Poprosiliśmy o pomoc Policję. Dzięki wspaniałym Panom Policjantom, którzy dostali pozwolenie na trochę „ostrzejsze” wymuszenie obecności właściciela, ten w końcu łaskawie otworzył drzwi i zaprowadził nas do garażu. Oczywiście w dalszym ciągu nie rozumiał, o co tyle krzyku….
Otworzył zamknięty na kłódkę garaż i zaprowadził do ukrytego głęboko psiego „kojca”. Oburzeni byliśmy zarówno my, jak i Policja. W ciemnym pomieszczeniu unosił się zapach zepsutego słońcem bijącym przez blachy jedzenia i warstwy odchodów z jakiegoś miesiąca. Z budy wyszła nieśmiało czarna starsza sunia. Nie wykazywała strachu, ale poza teren kojca nie chciała wyjść, bo po prostu nie była nauczona, że istnieje coś więcej niż jej 3m2….
Tina okazała się mimo wszystko bardzo przyjazną sunią, do tego grubą jak beczka, co niestety nie wynika absolutnie z dobrobytu, którym ją otaczano, a raczej ze spożywania codziennie chleba i ziemniaków i niemożności jakiegokolwiek wybiegania i spalenia pożywienia. Po wyjściu na trawę, jadła ją chyba jakieś pół godziny. Wezwaliśmy powiatowego lekarza weterynarii. Sunia nie oślepła jedynie dlatego, że blachy odeszły od płotu i do „kojca” wpadało górą trochę światła,niestety stwierdzono jednak duże,widoczne gołym okiem guzy na listwie mlecznej. Wiedzieliśmy jednak, że zlecenie poprawy warunków nic nie da, bo właściciele wciąż nie rozumieli o co mamy pretensje („przecież karmimy gadzinę i co – źle wygląda?”), dlatego namówiliśmy ich na podpisanie zrzeczenia.
Niestety mimo rażących dla każdego miłośnika psów warunków, fizyczny i psychiczny stan psa ani warunki (wpadające światło) nie wyczerpywały znamion przestępstwa, co nie pozwoliłoby na wszczęcie sprawy w prokuraturze. W zamian za to postaraliśmy się o najwyższy mandat za brak szczepień. Najważniejsze to, że psiak został zabrany z tych fatalnych warunków, skąd przetransportowaliśmy małą do zaufanego hoteliku. Zostanie poddana dokładnemu „przeglądowi” i odchudzaniu 😉 Niestety wiąże się to oczywiście ze sporymi kosztami utrzymania. Bardzo prosimy o pomoc w utrzymaniu Tiny raz o pomoc finansową w diagnozie i operacji guzów listwy mlecznej. Bardzo prosimy o pomoc finansową mamy już tyle psów w hotelach, ale nie mogliśmy przejść obojętnie i zostawić tam Tinke…